Parafia Miłosierdzia Bożego w Tarnobrzegu

 

Prośba Jana

jp2 4Fali serca, gdy cicho wzbiera za spojrzeniem,
nie obniżaj - o Matko - ani odmieniaj miłości,
ale w dłoniach przejrzystych tę samą falę przenieś na mnie.
On Ciebie o to prosił.
Ja jestem rybak Jan.
Tak mało jest we mnie do kochania.
Jeszcze czuję: u brzegu jeziora -
pod stopami drobniutki żwir i nagle - On.
We mnie już tajemnicy Jego nie obejmiesz,
choć w myślach Twych snuł się będę łagodnie jak mirt.
A jednak skoro On chciał, abym mówił do Ciebie "Matko" -
proszę, niechaj w tym słowie nic się dla Ciebie nie zmniejsza.
To prawda,
że niełatwo zmierzyć głębokość słów,
których znaczenie całe On w nas oboje natchnął,
by w nich się utaiła cała miłość dawniejsza.

 

 

 

Jest we mnie kraina


Jest we mnie kraina przeźroczysta
w blasku jeziora Genezaret -
i łódź... i rybacza przystań,
oparta o ciche fale...

 

i tłumy, tłumy serc
zgarnięte przez Jedno Serce,
przez Jedno Serce najprostsze,
przez najłagodniejsze -

 

Każde życie
Każde życie, nawet najmniej znaczące dla ludzi,
ma wieczną wartość przed oczami Boga.

 

Każde życie określa się i wartościuje
poprzez wewnętrzny kształt miłości.
Powiedz mi, jak jest twoja miłość,
a powiem ci, kim jesteś.

 

 

Dzieci


Dorastają znienacka przez miłość i potem tak nagle dorośli
trzymając się za ręce wędrują w wielkim tłumie –
(serca schwytane jak ptaki, profile wrastają w ziemię a w półmrok).
Wiem, że w ich sercach bije tętno całej ludzkości.

 

Trzymając się za ręce, usiedli cicho nad brzegiem.
Pień drzewa i ziemia w księżycu: niedoszeptany tli trójkąt.
Mgły nie dźwignęły się jeszcze. Serca dzieci wyrastają nad rzekę.
Czy zawsze tak będzie – pytam – gdy wstaną stąd i pójdą?

 

Albo też jeszcze indziej: kielich światła nachylony wśród roślin
odsłania w każdej z nich jakieś przedtem nie znane dno.
Tego co w Was się zaczęło czy potraficie nie popsuć,
czy będziecie zawsze oddzielać dobro i zło?

 

 

 

Miłość mi wszystko wyjaśniła


Miłość mi wszystko wyjaśniła,
Miłość wszystko rozwiązała –
Dlatego uwielbiam tę Miłość,
Gdziekolwiek by przebywała.

 

A, że się stałem równiną dla cichego otwartą przepływu,
W którym nie ma nic z fali huczącej, nie opartej o tęczowe Pnie,
Ale wiele jest z fali kojącej, która światło w głębinach odkrywa
I tą świadomością po liściach nie osrebrzonych tchnie.

 

Więc, w takiej ciszy ukryty ja-liść,
Oswobodzony od wiatru,
Już się nie troskam o żaden z upadających dni,
Gdy wiem, że wszystkie upadną.

 

 

Nadzieja dźwiga się w porę ze wszystkich miejsc


Nadzieja dźwiga się w porę ze wszystkich miejsc,
Jakie poddane są śmierci –
Nadzieja jest jej przeciwwagą,
W niej świat, który umiera, na nowo odsłania swe życie.
Ulicami przechodnie w krótkich bluzach, z włosami, które
Spadają na kark,
Przecinają ostrzem swoich kroków
Przestrzeń wielkiej tajemnicy,
Jaka rozciąga się w każdym z nich między śmiercią własną
I nadzieją:
Przestrzeń biegnącą w górę jak głaz słonecznej plamy
Odwalony od drzwi grobowych.

 

 

To Przyjaciel...


To Przyjaciel. Ciągle wracasz pamięcią
do tego poranka zimą.
Tyle lat już wierzyłeś, wiedziałeś na pewno,
a jednak nie możesz wyjść z podziwu.

 

Pochylony nad lampą, w snopie światła wysoko związanym,
nie podnosząc swej twarzy, bo po co -
- i już nie wiesz, czy tam, tam daleko widziany,
czy tu w głębi zamkniętych oczu -

 

Jest tam. A tutaj nie ma nic prócz drżenia,
oprócz słów odszukanych z nicości -
ach, zostaje ci jeszcze cząstka tego zdziwienia,
które będzie całą treścią wieczności.

 

 

 

Uwielbiam cię...


Uwielbiam cię, siano wonne, bo nie znajduję w tobie
dumy dojrzałych kłosów.
Uwielbiam cię, siano wonne, któreś tuliło w sobie
Dziecinę bosą.

 

Uwielbiam cię, drzewo surowe, bo nie znajduję skargi
w twoich opadłych liściach.
Uwielbiam cię, drzewo surowe, boś kryło Jego barki
w krwawych okiściach.

 

Uwielbiam cię, blade światło pszennego chleba,
w którym wieczność na chwilę zamieszka,
podpływając do naszego brzegu
tajemną ścieżką.

 

 

 

Z wolna słowom odbieram blask...


Z wolna słowom odbieram blask,
spędzam myśli jak gromadę cieni,
- z wolna wszystko napełniam nicością,
która czeka na dzień stworzenia.

 

To dlatego, by otworzyć przestrzeń
dla wyciągniętych Twych rąk,
to dlatego, by przybliżyć wieczność,
w którą byś tchnął.

 

Nie nasycony jednym dniem stworzenia,
coraz większej pożądam nicości,
aby serce nakłonić do tchnienia
Twojej Miłości.

 

 

 

Za tę chwilę...


Za tę chwilę pełną śmierci dziwnej,
która w wieczność niezmierną opływa,
za dotknięcie dalekiego żaru,
w którym ogród głęboki omdlewa.

 

Zmieszały się chwila i wieczność,
kropla morze objęła -
opada cisza słoneczna
w głębinę tego zalewu.

 

Czyż życie jest falą podziwu, falą wyższą niż śmierć?
Dno ciszy, zatoka zalewu - samotna ludzka pierś.
Stamtąd żeglując w niebo
kiedy wychylisz się z lodu,
miesza się szczebiot
dziecięcy - i podziw.

 

 

 

Pieśń o słońcu niewyczerpanym


O Panie, przebacz mej myśli, że nie dość jeszcze miłuje,
Przebacz miłości mej, Panie, że tak strasznie przykuta do myśli -
Że chłodnym myślom, jak nurt, Ciebie odejmuje
I nie ogarnia płonącym ogniskiem

 

Ale przyjmij, Panie, ten podziw, który się w sercu zrywa,
Jak zrywa się potok w swym źródle -
- znak, że stamtąd przypłynie żar -
i nie odtrącaj, Panie, nawet tego chłodnego podziwu,
który nasycisz kiedyś kamieniem płonącym u warg -

 

i nie odtrącaj, Panie, mojego podziwu,
który jest niczym dla Ciebie, bo Cały jesteś w Sobie,
ale dla mnie teraz jest wszystkim,
strumieniem, co brzegi rozrywa,
nim oceanom niezmiernym tęsknotę swoją wypowie.

 

 

 

Mysterium Meum Mihi


Pan, gdy się w sercu przyjmie, jest jak kwiat,
Spragniony ciepła słonecznego.
Więc przypłyń, o światło z głębin niepojętego dnia
I oprzyj się na mym brzegu.

 

Płoń nie za blisko nieba
I nie za daleko
Zapamiętaj, serce, to spojrzenie.
W którym wieczność cała ciebie czeka.

 

Schyl się, serce, schyl się, słońce przybrzeżne,
Zamglone w głębinach ócz,
Nad kwiatem niedosiężnym,
nad jedną z róż.

 

Aż dotąd doszedł Bóg i zatrzymał się krok od nicości,
Tak blisko naszych oczu.
Zdawało się sercom otwartym, zdawało się sercom prostym,
Że zniknął w cieniu kłosów.

 

A kiedy uczniowie łaknący łuskali ziarna pszenicy,
Jeszcze głębiej zanurzył się w łan.
- uczcie się , proszę, najmilsi, ode mnie tego ukrycia.
Ja, gdzie ukryłem się , trwam.

 

Powiedzcie, kłosy wyniosłe, czy wy nie wiecie,
Gdzie się zataił?
Gdzie Go szukać - kłosy, powiedzcie,
Gdzie go szukać w tym urodzaju?

 

 

 

Po co mi mówisz


Co mi mówisz górski strumieniu?
W którym miejscu ze mną się spotkasz?
Ze mną, który także przemijam?...

 

Zatrzymaj się
- to przemijanie ma sens!

 

Potok się nie zdumiewa,
lecz zdumiewa się człowiek!

 

Kiedyś temu zdumieniu
nadano imię "Adam".
Zatrzymaj się...
...we mnie jest miejsce spotkania

 

" z Przedwiecznym Słowem"
Jeśli chcesz znaleźć źródło
musisz iść do góry, pod prąd.
Gdzie jesteś źródło?
Cisza.
Dlaczego milczysz?
Jakże starannie ukryłeś
tajemnicę twego początku.

 

Pozwól mi wargi umoczyć
w źródlanej wodzie,
odczuć świeżość.

 

 

 

Myśli człowieka


Nazwiska nie wymieniaj.
Zwiąż z jakimkolwiek "ja" to wszystko,
co się otwiera i zamyka pod tchnieniem ust,
to wszystko, co czasem umiera w klimacie serca,
co chodzi za człowiekiem po całych dniach,
co światło w noc przemienia i ciepło w mróz -
to wszystko.
Żyją ludzie
i rodzą się pokolenia niosąc wraz z sobą ramiona, gwoździe i dziwny uraz.
Wciąż się od Ciebie odsuwa,
a nie oddziela się ziemia -
więc rośnie w prostych myślach i niespodzianych konturach.
Tak nie dorastać do ludzi,
nie dorastać do różnych ludzi,
których prawda, zawisa nade mną jak konar smutnego drzewa.
A przecież wciąż próbuję i nieraz nawet się trudzę,
i jeden profil rozumiem - ten właśnie, który opiewam.
Nie dość jednakże niosę i nie dość ciężary dzielę.
Nie dość, a myślę "zanadto", ileż razy myślę tak.
Nazwisko moje zamilcz.
Nie pozwól mi szukać siebie.
Niech ślady moich stóp w własnej myśli zawiewa piach.

 

Odzwiedzający

Odwiedza nas 38 gości oraz 0 użytkowników.

Szukaj na stronie

Logowanie

Copyright © 2018 by Crows. All Rights Reserved.